Po noclegu na jedynej na Gibraltarze plaży spędzonej pod gwieździstym niebem między wysoką na kilkaset metrów skałą a stojącymi na kotwicach tankowcami udaliśmy się do sąsiedniego miasta Algeciras leżącego nad zatoką o tej samej nazwie. Ok. godz. 12:00 z biletem na kokpicie czekaliśmy na przeprawę promem należącym do marokańskiego armatora IMTC. Rejs na drugą stronę cieśniny do portu Tanger Med trwał ok. 1,5 godz. Czas ten upłynął nam na rozmyślaniu co nas czeka po drugiej stronie cieśniny Gibraltarskiej. Zadawaliśmy sobie pytanie czy jesteśmy dostatecznie dobrze przygotowani. Nie ulega wątpliwości, że można było lepiej się przygotować mając większe fundusze. Niemniej jednak, zrobiliśmy co było w naszej mocy (czyt. na co starczyło kasy) aby się przygotować. Tak sobie przynajmniej to tłumaczyliśmy. Po zjechaniu z promu w porcie Tanger Med udaliśmy się drogą w kierunku stolicy Maroka-Rabatu. Po drodze czekała nas niespodzianka. Mianowicie po krótkim postoju na stacji nasza beczka postanowiła nie ruszać z miejsca- sprzęgło opadło do samego dołu. Tym samym dała nam sygnał, że jest już najwyższa pora wymienić felerne części. Przy stacji był kanał i nawet mechanik który wymienił wysprzęglik. Po niedługim czasie mogliśmy kontynuować jazdę. Jednak nasza radość nietrwała długo. Jeszcze tego samego dnia problem się powtórzył. Czekała nas ciężka noc.