Po kolejnym dniu pełnym wrażeń i wypychaniu „Beczki” z miejsc parkingowych obraliśmy kierunek południowo zachodni. Dotarliśmy do Marsylii. Nad miastem góruję, katedra Notre Dame de la Garde, gdzie się zatrzymaliśmy. Rozpościera się stamtąd przepiękny widok na to nadmorskie miasto. Nic nie zapowiadało, że wkrótce zrobi się nie wesoło. Próbując wyjechać na trasę w kierunku Montpellier przypadkiem wjechaliśmy na bardzo krętą ulicę jednokierunkową o sporym nachyleniu. Gdybyś my mięli wsteczny to problemu by nie było lecz … No własnie. Proszę nam wierzyć, pchanie ważącej z ekwipunkiem ponad 1500 kg „Beczki” pod górę nie należy do łatwych zadań. Na szczęście z pomocą przyszedł nam jakiś francuz i drewniany klocek który stopniowo przesuwaliśmy pod kołem. I tak po centymetrze pchaliśmy go do góry. Udało się. Później zastanawialiśmy się co by było gdyby samochód przejechał przez klocek… Po tym zdarzeniu unikaliśmy już wszelkich zaułków.
O zachodzie słońca zjechaliśmy z drogi w celu szukania noclegu. Nie znajdując dogodnego miejsca na rozbicie naszego namiotu, wybraliśmy drugą i ostatnią opcję czyli nocleg w „Beczce”. Ale najpierw była kolacja a potem podziwianie nieba pełnego gwiazd. Coś pięknego. Mimo, że do granicy hiszpańskiej zostało jeszcze kilkadziesiąt kilometrów byliśmy już w Katalonii stąd nazwa miejsca Villa Catalan.